Zeber Zebradiusz, czyli pewnego słonecznego poranka w kolorowej kaszubskiej dolinie

Dziennikarz , 30 maja 2025

Pewnego słonecznego poranka w kolorowej kaszubskiej dolinie, gdzie trawy tańczyły w rytm wiatru, a kwiaty śpiewały dziwne piosenki, mieszkał Zeber Zebradiusz. Nie była to zwykła zebra – jej futro miało wyjątkowe czarno-złote pasy, które mieniły się jak promienie słońca.

Zeber Zebradiusz uwielbiał przygody. Pewnego dnia, postanowił, że dzisiaj wyruszy na poszukiwanie przyjaciela, który pomoże mu rozwiązać zagadkę znikających kolorowych cukierków z leśnej polany. W międzyczasie usłyszał z oddali radosne nawoływania. Kto to mógł być? Z ciekawością ruszył w stronę, skąd dochodziły głosy. Co zobaczył?

Zajączek Złotouchy na polanie jadł racuchy a Zebradiusz podszedł do niego i zapytał: – Czy zostaniesz mym kolegą?

Zajączek, z racuchem w pyszczku, spojrzał na Zebera.

– Pewnie, Zebradiuszu! Zawsze chętnie pomogę przyjacielowi! – powiedział zajączek i z prawego wielkiego ucha wypadło mu 5 złotych. Ale zanim zdążyli dobrze porozmawiać, z drugiej strony polany dobiegł ich kolejny odgłos.

– „Kto to ?” – zdziwił się Zeber.

Odgłos z polany Zebera nawołuje , on pędzi i się nie zatrzymuje. Ślina mu cieknie, krzaki go drapią. W końcu dobiega i patrzy zdziwiony, a tam piesek taki zadowolony. Ma wielkie uszy niczym skrzydła samolotu i pędzi szybko jak Pendolino do Sopotu.

– Witajcie, przyjaciele! – zawołał Piesek Pędziwiatr, machając radośnie ogonem. Mogę wam pomóc?

No i się zaczęło, całą polaną aż zatrząsnęło. Wielki wir się utworzył i porwał przyjaciół do przestworzy. Znaleźli się bardzo wysoko i wpadli do dziupli Wiewiórki Chrupki schowanej w drzewie głęboko.

Króliczek Złotouchy dokładnie obejrzał miejsce, Piesek Pędziwiatr obwąchał teren, a Zeber Zebradiusz sporządził notatki.

– Zauważyłem małe, okrągłe odbicia na podłodze – powiedział powiedział zajączek i z ucha wypadło mu znów 5 złotych

Trop doprowadził ich do norki Jeża Szpileczki. W środku znaleźli stosik cukierków!

– Och! – zawołał Jeż. – Ja nie chciałem niczego kraść! Po prostu zobaczyłem, jak cukierki same spadają z dziupli, więc je zbierałem!

Detektywi wrócili do Wiewiórki Chrupki, by sprawdzić, dlaczego cukierki wypadały. Okazało się, że w dziupli zrobiła się dziura, przez którą przesypywały się na dół!

To Wiewiórka schowała cukierki przed Wielkanocą. Ale na szczęście Detektywi Zebradiusz, Piesek Pędziwiatr i Zajączek Złotouchy odnaleźli je przed świętami, by mogły trafić do dzieci na Kaszubach.

Wiewiórka Chrupka w ramach kary z pomocą Jeża przygotuje i spakuje cukierki, a zajączek razem z Piesełem Pędziwiatrem dostarczą wszystkie cukierki, żeby zdążyć przed Wielkanocą.

Przyjaciele decyzję podjęli. Wiewiórka będzie pracować do Wielkanocnej Niedzieli. Jajeczka będzie malować, by dzieciom je podarować. Jeszcze jedna czeka ją kara. Orzeszki ma zbierać przez rok cały, by na wigilię pięknie się prezentowały.

To nie ja! – krzyknęła Wiewiórka. Nie mam pojęcia skąd wzięły się te cukierki!

A może ktoś podrzucił cukierki bo chciał Chrupkę wkręcić w swe gierki? Otóż to niesforny króliczek który wiewiórze wymierzył policzek. Zły Królik, który już świętami zmęczony postanowił wrobić Chrupkę i w święta być zadowolony. Tu nauka idzie głęboka, że nie wszystko jest takie jak na pierwszy rzut oka.

– Tak to ja! – krzyknął Zły Królik, który podsłuchiwał w ukryciu. – Nigdy mnie nie złapiecie! I jednym skokiem zniknął im z oczu.

– Przepraszamy cię Chrupko! – To jednak nie Ty – krzyknęli zgodnie Zeber, Piesek, Zajączek oraz Jeż. I wszyscy razem zabrali się do pakowania cukierków do świątecznych paczek dla dzieci z Kaszub. Pomyśleli, że uśmiech dziecka to najlepsza nagroda!

Zebradiusz, klasnął kopytami.

– Przyjaciele, zamiast się martwić, jedźmy na ryby!

Zeber Zebradiusz przyjaciół zwołuje wypad na ryby się szykuje. Zgodnie ruszyli w stronę morza. Nagle usłyszeli ciche skomlenie zza wydm. Podeszli bliżej i ujrzeli uroczą fokę z zaklinowaną płetwą. Obok niej krążyła zaniepokojona mewa, głośno skrzecząc.

– Ojej! Trzeba jej pomóc! – zawołał Zajączek Złotouchy.

Zebradiusz odsunął kamień, który blokował płetwę, Foka Fikusia odetchnęła z ulgą.

– Dziękujemy! – zaćwierkała Mewa Śpiewaczka. – Fikusia jest moją najlepszą przyjaciółką.

– Jak możemy Wam pomóc?

– Szukamy Złego Królika” – wyjaśnił Piesek Pędziwiatr, węsząc w piasku.

Fikusia zmarszczyła śliczny pyszczek.

– Widziałam królika, który biegł wzdłuż plaży. – O! tam! – wskazała płetwą.

No i ruszyli. Podczas wędrówki odkryli, jak bardzo się różnią, ale jak wspaniale się uzupełniają.

Zeber Zebradiusz był silny i potrafił myśleć logicznie. Zajączek Złotouchy miał bystry wzrok i słuch, Piesek Pędziwiatr wyczuwał najdrobniejsze ślady. Fikusia świetnie pływała i znała morskie okolice, a Mewa Śpiewaczka mogła obserwować teren z góry. Zrozumieli, że każdy z nich jest wyjątkowy i razem mogą zdziałać o wiele więcej.

– Zróbmy przerwę i zarzućmy wędkę. Powiedział Zebradiusz

– To dobry pomysł – przytaknęła Foka Fikusia oraz pozostali.

Gdy tak ryby łowili to coś im szarpnęło wędkę po chwili … i wyciągnęli starego buta, czyżby to heca przez Trusa uknuta? Nie wiadomo, kto zrobił te żarty,
ale to pewnie Trus rozdaje karty. Bo gdy Zeber buta wyciągał w pośpiechu,
to Trus nie mógł opanować uśmiechu. Czaił się w krzakach i chichotał
to pewnie on coś namotał…!

Nagle usłyszeli płacz. Za wodorostami siedziała mała Krabica ze związanymi szczypcami.

– Co się stało? – zapytał Złotouchy.

– Zły Królik zabrał muszelkę, która przynosiła mi szczęście! – żaliła się Krabinka Kryształka.

Piesek Pędziwiatr od razu zwęszył świeże ślady. Mewa Śpiewaczka wzbiła się w górę,

– Jest tam! – Widzę go przy Latarni Morskiej! – Odzyskamy Twoją szczęśliwą muszelkę – krzyknęli zgodnie i ruszyli w stronę latarni Morskiej.

Gdy mewa tak sobie latała, patrzy – a leci w jej stronę strzała.

Myśli sobie: – Indianie? Chcą mnie zjeść na śniadanie? Patrzy …. nie!!!!

To ten Trus bez huku wali do mnie z łuku. Dobrze, że zauważyła to foka.

Zając mówi: – Foko, ty to masz oko.

– Poczekaj, pomysł mi przyszedł właśnie w tej chwili. – Koniec z Trusem! nie będziemy już mili…

W latarni panowała ciemność. Wszędzie sama natka od marchewki i mnóstwo różnych przedmiotów.

– Widać ,że królik nie próżnuje – powiedział Zebradiusz.

Nagle zobaczyli Trusa, który próbował uciec z łupem. Zebradiusz, Złotouchy, Pędziwiatr i Mewa szybko go otoczyli.

– Oddawaj muszelkę! – krzyknął Zebradiusz,

Trus szybko schował łapę za plecy. – Ja tylko chciałem mieć coś, co przynosi szczęście…

Krabica Kryształka powiedziała łagodnie:

– Króliku, szczęście jest w tym, co dzielimy z innymi, a nie w rzeczach, które kradniemy.

– Przepraszam was wszystkich. – Obiecuję, że już więcej nie będę psocił.

I oddał muszelkę. Krabinka w zamian podała mu mały, błyszczący kamyk, który znalazła na plaży.

– Może ten kamyk przyniesie ci teraz szczęście? – powiedziała z uśmiechem.

– Dziękuję – szepnął wzruszony. – Pierwszy raz coś od kogoś dostałem…

Od tej pory Trus dołączył do paczki przyjaciół. Czasami nadal robił małe psikusy, ale zawsze tak, żeby nikomu nie było przykro. Wieczorem przy ognisku wszyscy rozmawiali o tym, jak ważne jest dobro i pomoc, bo prawdziwe szczęście to dzielenie się radością z innymi.

Królik chcąc odkupić swe psoty zebrał wszystkich do swojej groty. I tak im powiedział:

– Urządzę konkurs talentów dla wszystkich petentów. Może i jestem szalony, ale każdy będzie zadowolony. Zapraszam was wszystkich nawet Pędziwiatra, Chrupkę i Jeża. A nagrodą będzie duża impreza. Nagrodę ufundował zając Złotouchy. Ten ma dużo kapuchy.

– Świetny pomysł. „Śpiewać każdy może…” – zanuciła Mewa Śpiewaczka.

– Na imprezy przyjdzie czas – powiedział Zebradiusz. Najpierw sprawdźmy co to za łajba stoi w porcie?

Dotarli do ogromnego statku i postanowili się na nim zdrzemnąć. Gdy rankiem się obudzili, dziwnie bujało

– Idę zobaczyć, co się dzieje! -powiedział Zebradiusz. I nagle jego oczom ukazała się woda. Była wszędzie dookoła…

Przyjaciele zorientowali się że znajdują się na środku Bałtyku. Zbliżał się sztorm. Na szczęście za statkiem płynęła foczka Fikusia.

– Zebradiuszu – szybko do sterów!!! – krzyknęła Foczka. – Maszyny pełna moc!!! Płyńcie za mną, niedaleko stąd jest wyspa, na której korsarze zostawiali swoje skarby tam się schronimy.

Nagle usłyszeli śpiew…

– To syrena… – szepnęła foczka Fikusia.

Zdumione zwierzęta podeszły do burty i zobaczyły pod wodą migoczące światła i dziwne budowle. Nagle z głębin wyłoniły się postacie z rybimi ogonami. Były to syreny i trytony, które zaprosiły zaskoczonych gości do swojego podwodnego królestwa.

Zebradiusz w swym zapale, nie przejmując się tym wcale , foczce rzecze:

– Tyś kompasem, sterem, mapą. Prowadź nas w wodne czeluście…

Przyjaciele zostają oczarowani przez piękne syreny, które oprowadzają ich po podwodnym królestwie. Mała syrenka Sawa z żalem opowiedziała im o tym, jak ludzie nie dbają o czystość Bałtyku i jak ważne jest, by chronić środowisko. Pokazała im nawet zatopiony korsarski statek, pełen błyszczących skarbów.

– Prawdziwy skarb to miłość i przyjaźń i one mieszkają w waszych sercach! –
powiedziała Sawa.

– Co to??? – krzyknęła Fikusia!

Nim się obejrzeli znów coś dziwnego ujrzeli. Te niezwykłe stworzenia miały tył zebry i przód jelenia…

– Pomożemy wam wrócić do domu, ale co było pod wodą, nie powiecie nikomu.
Na ląd wrócicie, jak zagadkę rozkminicie:

– Jaka jest najbardziej królewska część trójkąta?

– Jego wysokość! – wykrzyknął Zebradiusz, a echo poniosło jego głos po wodach.

W jednej chwili znaleźli się z powrotem na lądzie. Przyjaciele zrozumieli, że prawdziwe skarby to nie błyszczące złoto, ale miłość, przyjaźń i szacunek oraz odpowiedzialność za planetę, na której żyjemy.

Pewnégò słónécznégò pòrénka

Pewnégò słónécznégò pòrénka w kaszëbsczi dolëznie, gdzë trawë tińcowałë jak wiater jima zagrół, kwiatë spiéwałë dzéwné szteczczi, mièszkół Zéber Zébradiusz. Nie bëła to zwikłô zébra – ji fùtro miało wëjątkòwé czôrno-złoti pasë, chternë mieniłë so jak prómienié słùńca.

Zéber Zébradiusz lubił przigódë. Pewnégò dnia, pòstanowił że rëszi szëkac przëjôcëla, chtëren pòmòże mu rozwiązac zôgôdka dżinącëch bómków z pòlanë. Ùczëł òn z daléka rëdosné wòłanié. Chto to mógł bëc?
Bëł tak ciekawi i rëszëł w stronã, skądka dochòdzëłë głosë, co òbucził?

Zajc Złotoùchy żórł ruchanczi, a Zébradiusz pòdszedł do niégò i so zapitół: – Bãdzesz të mòjim przëjócelem?

Zajc z ruchanką w pëszczku, spòjrzół na Zébera.

– Jo Zébradiuszu, wiedno Tobie pòmòga – rzekł zajc i z jednégò ùcha wëpadło mù piãc złotich. Zanim zdążëlë richtich pògôdac, z drëdżi stronë pòlanë dochòdzył głos.

Chto to? Rzekł zdzywiony Zéber.

– Głos z pòlanë Zébera nawòłëje, òn pãdzy i so nie zatrzëmëje, slëna mù cyknie, krzë gò drapią. W kùńcu dobiegł i zdżi zdzywióny, a tam scyrz taczi wiesołi. Mô wióldżi ùszë tak jak skrzidła fligra i pãdzy flot jak Pendolino do Sopòtu.

– Witòjże przëjôcëlë – zawòłół scyrz Pãdzywiatr, mògã wóma pòmòc?

No i so zaczęło, całą  pòlaną aż zatrząsnęło. Wiôldżi wir so zrobił i pòrwół przëjócëlów do przestwòrzów. Nalezlë so baro wësok. I wpadlë do dzuplë mòżónczi Chrupczi, chtërna bëła schòwônô w chójce.

Zajc Złotoùchy òbezdrzół plac, scyrz Pãdzywiatr òbwąchół téren, a Zéber Zébradiusz napisół notatczi.

– Jô ùzdrzół môłi krâgłi òdbicô na pòdnodze – rzekł zajc i z ùcha wëpadło mù znowù piãc złotich.

Trop zaprowadzëł jich do norë kùlinca Szpileczczi. We strzódku nalezlë stos bómków.

– O! Zawółół kùlińc. – Jô doch nie chcół niczegò krasc! Jô le ùczëł, jak bómczi wëpadają z norë i jô je wzął.

Szandarze wrócëlë do mùżónczi Chrupczi, bë òbuczëc, czemù bómczi wëpadałë? Jak so òkôzało, w dzyplë zrobiła so dzyra, przez chtërną sëpałë sã w dół.

To mùżónka chòwa bómczi przed Wiôlgą Nocą, ale na szczëscé szandarzë: Zébradiusz, scyrz Pãdzywiatr i zajc Złotoùchy nalezlë je jiż przed swiãtama, bë mògłë déńc do dzëtków na Kaszëbach.

Przëjôcëlë rozsądzëlë. Mùżónka bãdzë robic do Wiôldżi Nocë. Jaje bãdze malówac, bë dzétkóm je pòdarowac. Jiż jeden czekô jã sztrif! Òrzeszczi bãdze zbiérac przez rok całi, bë na Wilejã Gòdów sã piãkno prezentowałë.

– To nié jô! Rzekła Mùżónka. Nie wiém skądka wzãłë so te bómczi!

A mòże chtos pòdrzucëł bómczi, bò chcôł wkrãcëc w swe jigrë?Ùpiarti trës chtêrny Mùżónce chcôł zrobic na złosc – złi trës ju swiãtama ùmãczóny, wkrącëł chrupkã bë w swiãta bëc zadowòlóny.

– Jo to jô! – zawrzeszcził trës, chtëren podsłëchiwół. Wa mie nie złapieta i żdzinął jima z òczu.

– Wëbôcz noma chrupkò. – To nié të! -krzëknëlë zgòdno Zéber, scyrz, zajc i kùlińc. I wszêtcë razã wzalë sâ do pakòwanié bómków do paczków dlô dzëcy z Kaszëb. Bò ùsmiéch dzecka to je nôlepszô nôdgroda!

Zébradiusz klasnął kòpétama.

– Przëjôcëlë, zamiast so jiscëc, jedzëmë na rëbë!”

Zéber Zébradiusz przejôcëlów wòłô, darga na rëbë so szëkùjë. I rëszëlë w stronę morza. Ùczëlë cëchi skòmlenié zza wëdmów. Pòdëszlë blëżi i ùzdrzëlë ùroczą fókã, chternô bëła zaklinowônô.
Pòdlë ni krążã znerwòwónô méwa, głosno skrzecząc.

– Alaże, mùszimë ji pòmòc! – zawòłół zajc.

Zéber òdsënął Kamiéń, chtêrny blokòwôł ji płetwa. Foka òdetchła.

– Bóg Zapłac! – Zacwiérka méwa Spiéwaczka. – Fikùsia to je mòja nôlepszô przëjôcëlka.

– Jak mòżëmë wóma pòmòc?

– Szikómë lëchigò trësa. – wëjasnił scyrz Pãdzywiatr, wąchając w piéskù.

 Fikùsia zmarszcza piãkné pësk.

„Jô widza trësa, chtëren biegł pò plażë. Ełë tam” pòkôza płëtwą”. 

No i rëszëlë. W czas wanodżi òdkrëlë, jak są baro òdmienny òd së – ale jak fejno so ùzupełniwają.

Zéber Zebradiusz bëł mòcny i rozmiòł mëszlëc. Zajc Złotoùchy miôł bëstri óczë i słëch, Scyrz Pãdzywiatr wëcziwół nòmniészi szladë. Fikùsia rozmia płëwac, a méwa spiéwaczka widza zemia z górë.
Rozmielë, że kôżdi z nich je wëjątkòwi i razã mògą wiele zrobic.

Robimë òdpòczink. Musimë wrzucëc sécë. Rzekł Zébradiusz.

– To je dobri ùdba- przëtaknęła fóka Fikùsia i jini.

Jak tak rëbë łowilë, to coś jima szarpnâło wãdka i …. wëcygnelë bòta. Hmm. Czëjbë to zasôdzka przez złégò trësa zasądzony? Nie je wiedzec chto zrobił te jiwrë. Ale to pewno trës rozdôwô kartë.
Bò jak Zéber bóta chùtkô wëcygnął, to trës nié mógł ze smiéchù. Sëdzòł w tich krzach i so rëchòtół. To pewno òn coś pòmiészôł.

Nagle ùczëlë bëczëni. Za wodorostoma sédza małô krabica ze związanéma szczëpcoma.

– Co je gróny? – zapitół Zlotoùchy.

– Złi trës zabrał mie mùszla, chterna mia mie przëniesc szczäscé – żala so krabinka Kriształka.

Scyrz Pãdzywiatr òd raza wëcził szladë. Méwa spiéwaczka wzniosła so w gòra.

– Ełe òn tam je. Jô gò widzã przë mòrszczi latarnié. – Òdzëskómë twòja mùszla – zawrzeszczelë wszëtcë razã i  szlë w stronã latarnié mòrszczi.

Jak tak méwa sobie lôta, zdżi a tam w ji stronã lecy strzała.

Mêszli so: – Iindianie chcą mie zezgrzéc na Frësztëk? Zdżi nié!

To ten trës wôli to mie z łëkù. Dobrze, że to widza fóka.

Zajc gôdô: – Fókò të to môsz bëstri ókò.

Czekaj, ùdba przêszła mie w ti chwilë. Kùńc z trësem!

W latarnié bëło cemno. Wszãdze bëła le marchéw i wiele jinêch rzeczów.

– Bëło widzec, że trës nie próżnëje – rzekł Zébradiusz.

Nagle òbuczelë trësa, chtëren chcół ùcec z łupem. Zébradiusz, Złotoùchy i Méwa flot gò òtoczëlë.

– Òddôj ta mùszla! Rzekł Zébradiusz.

Trës flot schòwół łapã za plecy. Jô le chcòł miec cos, co mie przeniesë szczãscé.

Krabica Kriształka, rzekła łagòdno:

– Trësu, szczãscé je w tim, czym dzëlimê sã z jinyma, a nié w rzeczach chterné kradniemë.

– Przeprôszóm waji wszëtczich. Jô òbiecëja, że ji wiãcy nié bãda psocéł i òddół mùszla.

Krabinka pòda mù mòłi, błëszczący kamiéń chtërnë nalôzła na plażë.

– Mòże ten kamiéń przeniese cë szczâscé? – rzekła z ùsmiéchem.

– Bóg zapłac! rzekł wzruszôny. Pierszi rôz jô cos òd kògòs dostôł…

Òd tégò czasu, trës dołącził do przejôcëlów. Czasona robił jima psikùsë, ale wiedno tak, żebë nikòmù nie bëło przëkro. Jak bëł wieczór przë ògniu wszëtce gôdôlë ò tim jak wôżnô je dobro i pòmòc, bo prawdzewé szczãscé to dzéleni so rëdotą z jinyma.

Zajc chcąc òdkùpic swe psotë wzął wszëtczich do swi grotë. Tak jima rzekł:

– Jô ùrządza konkurs tôlentów dlô wszëtczich péténtòw. Może i jem szòlóny, ale kòżdi bãdze zadowòlóny. Zaprôszôm waji wszëtczich! Nawetka Pãdzywiatra, Chrupka, kùlińca, a nôdgrodą bâdze wiôlgô Biba! Nôdgroda ùfundowòł zajc Złotoùchy, ten mu fùl kapùchë.

– To je dobrô ùdba. „Spiéwac kòżdi mòże”… – zanuca méwa spiéwaczka.

– Na jimprezë przińdze czas – rzekł Zébradiusz. – Piérwi òbuczimë, co to za łajba stoi w pòrce.

Dotarlë do wiôldżigò statku i postanowilë sã na nim przespac. Rëno so òbudzëlë, dzywno jima bùjało.

– Jida òbuczec, co so dzeje – rzekł Zébradiusz. I nagle jego òczóm ùkôza so wòda. Bëła wszãdze.

Przëjôcelë domëszlelë sã, że nalezlë sã na strzòdku Bałtikù. Sztorm bëł blisko. Całé szczescé, że  stôtkiem płënęła Fikùsia.

– Zébradiuszu! Flot do stéròw!!! – krzékła Fóka. Maszënë full mòc!!! Płéńta za mną, niédalek stądka je wëspa, na chterné kòrsarze òstawiale swòje skarbê, tam so schrónimë. 

Nagle ùczëlë spiéw.

– To bëła sërëna… – szepła fóka Fikùsia.

Bùszné zwiérzãta pòdeszlë do bùrtë i obùczelë migóczącé swiatła i dzywné bùdë. Nagle z głąbinów wełoniłë sã pòstacë z rëbima ogònama. Bëłe to sërënë i tritonë, chternë zaprosiłë zaskòczónéch gòscy do swòjigò podwòdnégò królestwa.

Zébradiusz w swim zapale, nie martwiąc so wcale, fóce rzecze:

– Të jes kómpas, stér i mòpa. Prowôdz naji w te wòdné czelêscé.

Przëjôcelë òstają òczarowôné przez snôżi białczi, chterne òprowadzają jich pò wòdnym królestwie. Mòlô sarenka Sawa z żalem gôda ò tim jak lëdze nie dadzą ò czystość Bałtikù i jak wôżny je bë chrónic srodowiskó pòkôza jima zatopióny kòsarsczi stôtk pełen błëszczącéch skarbów.

– Prôwdzëwi skôrb to miłota i przëjôzn, òne mieszkają w najich sércach – rzekla Sawa.

– Co to? Krzëkła Fikùsia!

Nim sã òbëzdrzelë znowù coś dzywnégò ùzdrzelë. Te stwòrzenia mialë tił zébrë a przód jelenia!

– Pòmòrzemë wóma wrócëc do domù, ale co bëło pòd wòdą nie rzeknieta nikómù. Na làd wrócita jak zagòdka rozkminita.

– Co je nòbarżi królewsczi w trëjkące?

– Jegò wësokòsc! – wëkrzëknął Zébradiusz, a echò pòniosło jegò glos pò wòdach.

W ti chwilë nalezme so nazôd na lądzë. Przejôcële rozmiele, że prôwdzëwi skarbë to nie je błëszczący złoto, ale miłota, przëjôzń i szacënk oraz òdpòwiedzalnosc za planéta na chterny żëjëmë.


Głosy słuchaczy

Twój głos

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany. Wymagane pola są zaznaczone *



The reCAPTCHA verification period has expired. Please reload the page.


Current track

Title

Artist

Wybierz jeden z adresów: